Po solidnym występie Justina Bijlowa przeciwko MVV, Brian Priske postanowił ponownie postawić na 26-letniego bramkarza w meczu z PSV. Bijlow obronił cztery strzały, ale trzykrotnie musiał wyciągać piłkę z siatki. Po porażce nie ukrywał swojego rozczarowania. - Bardziej niż sama możliwość gry dominuje rozczarowanie porażką. Po prostu chciałem tutaj wygrać – powiedział.
- Z taką grą w pierwszej połowie nie mieliśmy szans – stwierdził Bijlow w rozmowie z ESPN. - PSV było zdecydowanie lepsze pod każdym względem. Brakowało nam przechwytów, pressingu i utrzymania się przy piłce. Przez to wszystko czekało nas bardzo trudne popołudnie, szczególnie w Eindhoven.
Bijlow przyznał, że drużyna zawiodła pod względem intensywności, walki o piłkę i organizacji gry. - W pierwszej połowie kompletnie się pogubiliśmy. Dopiero w drugiej zaczęło to wyglądać lepiej, ale wtedy przegrywaliśmy już 0:2 lub 0:3. Zaczęliśmy grać swobodniej, mieliśmy kilka okazji i gdyby udało się zdobyć gola na 1:2, moglibyśmy wrócić do gry. Niestety, PSV podwyższyło na 3:0. W końcówce staraliśmy się jeszcze coś zmienić, ale było już za późno. Ten mecz przegraliśmy w pierwszej połowie.
Bijlow wrócił do gry po przerwie spowodowanej kontuzją mięśniową, której doznał w meczu z AZ. - To nie była poważna kontuzja, ale zdecydowaliśmy, że nie warto ryzykować. Dzisiaj jednak to sprawa drugorzędna – liczyło się tylko zwycięstwo, którego nie udało się osiągnąć.
Spotkanie z PSV miało bardzo ważne znaczenie w kontekście walki o bezpośredni awans do Ligi Mistrzów. - W takich meczach wystawiasz swojego pierwszego bramkarza, prawda? – zapytał retorycznie Bijlow. - Zakładam, że tak właśnie było. Jeśli dziś zagrałem, to czuję, że jestem numerem jeden. Zamierzam to udowodnić.
Kwestia pierwszego bramkarza u Briana Priske nadal pozostaje niejasna dla kibiców, ale Bijlow wydaje się tym nie przejmować. - Dla mnie ważne jest, żeby być między słupkami w sobotę lub niedzielę. Nie ma znaczenia, czy trener to oficjalnie potwierdzi, czy nie.
Komentarze (0)