Benjamin de Ceulaer w przeszłości uznawany był za flamandzkiego Davida Beckhama i powszechnie chwalony za swoje umiejętności piłkarskie. W Belgijskim Lokeren napastnik odzyskał blask, jakiego nie zaświecił podczas pięcioletniej przygody z Holandią. Urodzony w Genk snajper wypromował się grając dla Sint-Truiden, skąd na przełomie 2005 przeniósł się do wielkiego Feyenoordu Rotterdam.
Dlaczego w Holandii zupełnie mu nie wyszło, Belg sam nie ma odpowiedzi. "Nie wiem" - powiedział De Ceulaer w rozmowie z Het Nieuwsblad. "Nie można powiedzieć, że w Feyenoordzie wszyscy mieli równe szanse. Byłem najlepszym strzelcem w okresie przygotowawczym, rozegrałem pierwszy mecz w lidze, w którym nie wypadłem źle. Byłem na gazie, ale...W następnym spotkaniu usiadłem na ławce i tydzień później już na trybunach" - opowiada i kontynuuje.
"Strzelałem także dla rezerw, jednak i tak zabrakło dla mnie miejsca w kadrze Feye". Początkowo De Ceulaer wypożyczony został do RKC Waalwijk, gdzie również pech go nie opuszczał a po krótkim czasie powrócił na De Kuip. "W RKC na przełomie kwietnia złamałem nogę, ale zdążyłem wykurować się na okres przedsezonowy. Sytuacja nie zmieniła się, choć nie czuję z tego powodu frustracji czy żalu w stronę Feyenoordu".
26-letni napastnik pozytywnie spogląda na pobyt w Rotterdamie i jest zadowolony ze swojej szansy jaką otrzymał z kolei w Lokeren.
[fr12.nl]
Komentarze (0)