Boy de Jong został mistrzem Europy w 2011 roku. Holandia U-17 w wielkim finale pokonała wtedy Niemcy 5-2. Bramkarz ma obecnie 28 lat i od dwóch lat przebywa na piłkarskiej emeryturze. Ale od pewnego czasu jest trenerem bramkarzy w akademii Feyenoordu.
To, że zaliczy tak stosunkowo krótką karierę, było niemal nie do pomyślenia podczas jego pobytu w zespołach młodzieżowych Feyenoordu. De Jong był na przykład kolegą z drużyny Stefana de Vrija, Tonny'ego Vilheny, Terence'a Kongolo i Jordy'ego Clasie.
- Właściwie zawsze byłem uznawany za największy talent. Byłem noszony na rękach przez te wszystkie lata w akademii. Wtedy nie wiedziałem jeszcze, co to porażka, czy niepowodzenie. Zawsze grałem i z perspektywy czasu byłem dość pewny siebie - powiedział De Jong dla Voetbal International.
Bramkarz pamięta, jak był kontuzjowany, ale nadal chciał grać i podszedł do trenera. - Trenerze, chcesz wygrać w najbliższą sobotę, prawda? Muszę więc zagrać, mówiłem. I wygraliśmy. Czułem, że mogę bardzo dużo.
De Jong był numerem jeden we wszystkich młodzieżowych reprezentacjach Oranje. To wszystko wydawało się tak normalne, że dla niego było również normalnym zostanie pierwszym bramkarzem Excelsioru, klubu, do którego Feyenoord wypożyczył go w celu zdobycia doświadczenia. Trener Jon Dahl Tomasson widział to jednak inaczej. - Myślałem, że podobnie jak w drużynach młodzieżowych, będę też pierwszym bramkarzem w Excelsiorze.
Jednak po nieudanym sezonie w Excelsiorze wygasł jego kontrakt w Feyenoordzie i nie został on przedłużony. Nagle, jako mistrz Europy, został bezrobotny. - Mój agent zadzwonił do Martina van Geela, ale nigdy nie poznałem prawdziwego powodu. Krótko mówiąc, zostało nakreślone, że nie jestem wystarczająco dobry. Ale w jakim obszarze, nie dowiedziałem się.
Po tym jak przez krótki czas był pierwszym bramkarzem Telstar, ostatecznie został trzecim bramkarzem Anderlechtu. Tamten klub grał wtedy jeszcze w Lidze Mistrzów. Ponieważ i tam nie bardzo mógł się pokazać, bramkarz po dwóch latach wyjechał do RPA, gdzie związał się ze Stellenbosch.
- Patrząc proporcjonalnie, byłem milionerem. Trenowaliśmy wcześnie rano, a po wszystkim często jeździłem z rodziną do winiarni. Tam naprawdę żyłem jak Bóg. Koronawirus jednak wszystko zmienił. W tym trudnym czasie wolał być z rodziną niż w RPA. - Nie miałem klubu, dochodów, żeby utrzymać rodzinę.
W VV Katwijk mógł jeszcze zarobić trochę grosza jako bramkarz, ale niewiele później zgłosił się Feyenoord. - Ta szansa spadła mi z nieba. Na kolanach dziękuję Bogu, że mogłem tutaj wrócić. Mogę teraz pomagać chłopakom i powstrzymywać ich przed dokonywaniem pewnych wyborów.
- Chcę też być dla nich kumplem. Kimś, komu mogą się wypłakać, mogą zadzwonić o każdej porze dnia i nocy. Nawet na późniejszym etapie kariery, gdy będą grali chociażby w Manchesterze United. Teraz chcę zostać jednym z najlepszych trenerów bramkarzy na świecie.
Komentarze (0)