Feyenoord pokazał hart ducha i ambicję w starciu z Interem, jednak mimo walecznej postawy nie zdołał odwrócić losów meczu na własnym stadionie. Drużyna prowadzona przez Robina van Persiego rozegrała solidne spotkanie, zwłaszcza biorąc pod uwagę klasę rywala, ale włoski gigant wykazał się skutecznością w kluczowych momentach.
Dla Stefana de Vrija ten mecz miał wyjątkowe znaczenie. Obrońca Interu, który swoje pierwsze kroki w profesjonalnej piłce stawiał właśnie w Rotterdamie, nie krył emocji po spotkaniu.
— Jestem bardzo szczęśliwy, bo dla mnie to było coś wyjątkowego — powiedział w rozmowie z Ziggo Sport. — Powrót na ten stadion, w którym dorastałem jako piłkarz, i do atmosfery, którą tak dobrze znam, to niesamowite uczucie. Dodatkowo była to faza pucharowa Ligi Mistrzów, a więc mecz o ogromnej wadze dla obu drużyn. Dla mnie osobiście to był naprawdę szczególny wieczór.
De Vrij nie ukrywa, że Feyenoord nadal zajmuje wyjątkowe miejsce w jego sercu.
— Ten klub to ogromna część mojego życia. Trafiłem tutaj jako dziesięciolatek, a potem przez pięć lat miałem zaszczyt grać w pierwszej drużynie. Feyenoord zawsze będzie dla mnie czymś więcej niż tylko klubem — podkreślił stanowczo. — Gdy schodziłem z boiska, kibice zaśpiewali moje nazwisko, a ja poczułem ciarki na plecach. To była wzruszająca chwila i jestem niezwykle wdzięczny Het Legioen za to, że o mnie pamiętają. To pokazuje, że doceniają moje lata spędzone tutaj, a ja zawsze dawałem z siebie wszystko dla tej drużyny.
Kontrakt De Vrija z Interem wygasa latem tego roku, choć włoski klub ma opcję jego przedłużenia. Czy powrót do Rotterdamu jest realnym scenariuszem, czy to tylko romantyczna wizja kibiców?
— W piłce nigdy nic nie jest pewne. Zobaczymy, co wydarzy się w Interze, bo na razie nie chcę składać żadnych deklaracji — przyznaje obrońca. — Decyzje podejmuje się nie tylko dla siebie, ale także dla rodziny. Moja żona, na przykład, nie jest Holenderką, więc to też czynnik, który trzeba brać pod uwagę. Ale jeśli kiedykolwiek wrócę do Holandii, to tylko dla Feyenoordu.
Komentarze (0)