Miejsce w wyjściowym składzie, zwycięstwo i "zaliczenie testu": taki był werdykt Quilindschy Hartmana po debiucie. Lewy obrońca zadebiutował w pierwszym zespole Feyenoordu po trzynastu latach spędzonych akademii.
- Na Varkenoord jestem od trzynastu lat, więc czekałem na to trzynaście lat. Przebyłem długą drogę, bo jeszcze półtora roku temu świat wyglądał dla mnie inaczej. Doznałem poważnej kontuzji kolana i musiałem poddać się operacji - powiedział lewy obrońca.
- Kiedy widzę, jak się napracowałem, mogę być tylko dumny. Pod względem obciążenia, same przygotowania musiałem przyswoić. Teraz sztab uznał, że jestem w wystarczająco dobrej dyspozycji, żeby zagrać.
- Musze jednak szczerze przyznać, że łatwo nie było. Po około siedemdziesięciu minutach byłem wykończony, ale mam nadzieję, że za tydzień znów się pojawię.
Hartman ma nadzieję, że będziemy go częściej widywać na boiskach. - Na pewno na tej pozycji są dla mnie możliwości. Tylko ode mnie samego zależy, czy rzeczywiście będę grał. Myślę, że w debiucie pokazałem się przyzwoicie, ale na pewno może być lepiej. Niemniej, jak na pierwszy raz jestem zadowolony.
Komentarze (0)