Quilindschy Hartman wróci do Rotterdamu w sobotę, by kontynuować swoją rehabilitację po poważnej kontuzji. 23-letni lewy obrońca Feyenoordu był częścią kadry, która w czwartek udała się do Marbelli na obóz treningowy. W sobotnim wydaniu „Algemeen Dagblad” ukazał się obszerny wywiad z Hartmanem oraz jego bliskim przyjacielem, Ezrą Hoogenboomem – byłym zawodnikiem młodzieżowej drużyny Feyenoordu.
Hartman spędził ostatnie osiem miesięcy, pracując nad powrotem do pełnej sprawności po swojej drugiej poważnej kontuzji kolana. W tym trudnym czasie mógł liczyć na wsparcie swojego wieloletniego przyjaciela, Ezry Hoogenbooma. Ich przyjaźń rozpoczęła się w dzieciństwie, kiedy obaj grali w drużynach młodzieżowych Feyenoordu.
- Znamy się od czasów gry w drużynie do lat 10. Ezra był wtedy naprawdę lepszym graczem ode mnie – przyznaje szczerze Hartman. - Dlaczego więc teraz gra w amatorskim klubie Jodan Boys, a nie na profesjonalnym poziomie? Czasami w piłce nożnej wszystko zależy od tego, czy osiągniesz swój szczyt we właściwym momencie, czy spotkasz odpowiednich ludzi i czy masz trochę szczęścia. To nie tylko kwestia talentu.
Drogi, które się rozeszły
Ezra Hoogenboom wspomina swoje lata w akademii Feyenoordu: - Do czasu, gdy trafiłem do drużyny U-19, wszystko szło naprawdę dobrze. Mogłem zostać, ale konkurencja była ogromna. Lutsharel Geertruida i Ramon Hendriks grali na środku obrony, a ja nie miałem szans na regularne występy. Wystąpiłem w jednym meczu w drużynie prowadzonej przez Dirka Kuyta i Cora Adriaanse – przeciwko NAC. Strzeliłem gola, zaliczyłem asystę, ale to był mój ostatni występ. Nie rozumiałem, co się dzieje, i zdecydowałem, że pora odejść.
Dla Hartmana odejście Hoogenbooma było ważnym momentem. - To wydarzenie mnie zmieniło. Zrozumiałem, że muszę się bardziej zaangażować i znaleźć mentora, który pomoże mi rozwinąć skrzydła. Kiedy poznałem trenera Sipke Hulshoffa, odnalazłem taką osobę. Sipke, a później Arne Slot, byli kluczowi w moim rozwoju. Czasem zastanawiam się, gdzie byłby Ezra, gdyby miał okazję pracować z nimi. Już wtedy był świetnym zawodnikiem.
Życie po piłce nożnej
Odejście Hoogenbooma z Feyenoordu oznaczało dla niego konieczność dostosowania się do innego życia. - Muszę pracować do końca życia, ale nie narzekam – mówi Ezra. - Quilindschy zasłużył na wszystko, co osiągnął, i jestem z niego dumny. Nigdy nie oczekuję od niego niczego – on o tym wie. Nasza przyjaźń jest szczera. Na przykład w grudniu pojechaliśmy razem na trening do Hiszpanii. Nie patrzę na niego jak na milionera, a siebie jak na kogoś, kto ma mniej. To w ogóle nie ma dla mnie znaczenia.
Hartman dodaje: - Czasem jednak to ja mam z tym większy problem, ale nie z Ezrą. Nasza relacja jest bardzo naturalna. Nigdy nie pokazuje, że czegoś ode mnie potrzebuje. Jednak w innych przypadkach bywa inaczej. Kiedy podpisujesz profesjonalny kontrakt, wszystko się zmienia. Oczekiwania ludzi – rodziny, przyjaciół – rosną. Musisz organizować różne rzeczy, a to czasem staje się niewygodne. Wielu piłkarzy to odczuwa. Nie zawsze jest łatwo zachować równowagę między sukcesem zawodowym a życiem prywatnym.
Powrót do gry
– To dla mnie zaleta, że miałem już wcześniej podobną kontuzję – przyznał Hartman w rozmowie z Algemeen Dagblad. – Czasami po treningach odczuwa się dyskomfort w kolanie. Przy pierwszym urazie bardzo mnie to martwiło, ale teraz wiem, że to część procesu i nie ma powodu do obaw. Wcześniej, gdy byłem jeszcze młodym zawodnikiem, przejmowałem się swoją przyszłością. Dziś jestem już bardziej doświadczony i pewniejszy siebie, co daje mi spokój ducha.
Hartman, podobnie jak jego kolega z zespołu Santiago Giménez, wykorzystał czas przerwy od gry na odpoczynek i regenerację także pod względem psychicznym. – Znalazłem chwilę na inne rzeczy, jak oglądanie wyścigów Formuły 1 czy meczu na Wimbledonie pomiędzy Griekspoorem a Miedwiediewem. To było świetne widowisko, choć bardzo czasochłonne. Na co dzień futbol wypełnia większość mojego życia – mecze, treningi, regeneracja – ale taka przerwa pozwoliła mi odetchnąć. Teraz jednak czuję się w pełni naładowany i gotowy do powrotu na boisko – powiedział zawodnik.
Stracone szanse i nadzieje na przyszłość
Kontuzja w zeszłym sezonie była dla Hartmana bolesnym ciosem. W jednej chwili stracił szansę na udział w mistrzostwach Europy oraz możliwość transferu do klubu z europejskiej czołówki.
– Feyenoord to świetny klub, ale jeśli masz możliwość gry w jednej z największych lig świata, trudno nie żałować utraconej szansy. To nie jest krytyka Feyenoordu – to naturalne, że każdy zawodnik marzy o występach w Premier League czy innych topowych rozgrywkach – podkreślił Hartman.
Obrońca nigdy nie ukrywał swojego zainteresowania grą dla Chelsea FC. – Tak, mówiłem o tym otwarcie. Rozumiem, że w świecie futbolu możliwości nie pojawiają się automatycznie, zwłaszcza jeśli wcześniej zmagałeś się z poważnymi kontuzjami. Mimo to wierzę, że mogę jeszcze wrócić do reprezentacji Holandii. Mistrzostwa Europy były dla mnie bolesnym tematem. Mogłem co prawda uczestniczyć w meczach jako widz zaproszony przez KNVB, ale nie chciałem tego. Po prostu nie było to dla mnie łatwe.
Hartman dodaje z uśmiechem, że najbardziej brakuje mu wspólnych chwil z kolegami z reprezentacji, takich jak gra w rzutki z Woutem Weghorstem. – Tego typu drobne momenty budują atmosferę w drużynie i motywują do powrotu. Wierzę, że jeszcze wiele takich chwil przede mną – podsumował.
Komentarze (0)