Feyenoord wygrał sobotni mecz wyjazdowy z Fortuną Sittard 2:0. Dla drużyny prowadzonej przez Robina van Persiego było to już piąte zwycięstwo z rzędu, a jednocześnie drugi kolejny mecz bez straty gola. Po ostatnim gwizdku przed kamerami ESPN pojawił się pomocnik Feyenoordu In-Beom Hwang, który tym razem wszedł na boisko z ławki rezerwowych.
– Szczerze mówiąc, nie uważam, że to dzięki mnie wygraliśmy – powiedział skromnie Hwang, zapytany, czy jego wejście miało decydujący wpływ na losy spotkania. – Oczywiście starałem się wprowadzić zmianę w grze, bo w pierwszej połowie nie wszystko funkcjonowało tak, jak powinno. Ostatecznie jednak to zasługa całego zespołu – podkreślił. – Cieszę się, że mogłem wrócić na murawę i znów robić to, co kocham najbardziej.
Pomocnik nie ukrywa, że nadal ma przed sobą sporo pracy: – Lubię mieć piłkę przy nodze, ale wciąż popełniam zbyt wiele błędów. Na pozycji numer sześć szczególnie ważna jest dobra komunikacja i zrozumienie z partnerami z drużyny. Będę nad tym pracował w kolejnych meczach. Wydaje mi się, że najlepiej odnajduję się jako „szóstka”, „ósemka” lub „dziesiątka”. Tak naprawdę nie ma to dla mnie większego znaczenia – mogę i chcę pomagać zespołowi bez względu na pozycję, na której mnie wystawi trener.
Zachwyt nad trenerem
Zapytany o swojego szkoleniowca, Hwang nie krył uznania i emocji: – Kiedy byłem młodszy, byłem wielkim fanem Manchesteru United – wspomina Koreańczyk. – Miałem wtedy okazję obserwować trenera jeszcze jako piłkarza. Wiele osób kojarzy go przede wszystkim ze skutecznością i wykończeniem akcji, ale mnie najbardziej imponowało jego pierwsze przyjęcie piłki. Nawet teraz, podczas treningów, wciąż to widać. Moim zdaniem ma najlepszą technikę spośród nas wszystkich – powiedział z uśmiechem.
– To była przyjemność oglądać go w czasach gry, a teraz mam zaszczyt pracować z nim bezpośrednio. To dla mnie ogromny zaszczyt – zakończył z szacunkiem Hwang.
Komentarze (0)