Alireza Jahanbakhsh, zawsze zadbany i uśmiechnięty, zyskał miano kreatora atmosfery w drużynie Arne Slota. Choć jako prawoskrzydłowy nie dysponuje szybkością Minteha ani precyzją w wykańczaniu akcji jak Gimenez, jest szeroko ceniony za swoją pracowitość i niezawodność. W wywiadzie dla Feyenoord TV podzielił się swoimi przemyśleniami po rozegraniu setnego meczu w czerwono-białej koszulce.
Podczas Klasyku, Irańczyk wszedł na boisko, co oznaczało jego setny występ w barwach Rotterdamu. - Noc po meczu urządziliśmy sobie świetną imprezę. Była to prawdziwa radość. Atmosfera w szatni była fantastyczna, wszyscy byli bardzo szczęśliwi. Następnie poszliśmy na obiad i zjedliśmy wszyscy razem. We wtorek każdy miał szeroki uśmiech, to był mecz, którego nigdy nie zapomnę - wspominał Alireza.
To była niezapomniana chwila dla prawoskrzydłowego, mimo dużej przewagi. Jahanbakhsh miał jeszcze jeden cel w głowie. - Kiedy byliśmy gotowi do wejścia, powiedziałem Lingrowi i Ayase, że powinniśmy spróbować zdobyć więcej bramek. Już było 6-0, ale zdobycie większej liczby bramek byłoby jeszcze lepsze. Próbowaliśmy, niestety moja bramka nie została uznana. To przez mojego japońskiego kolegę z drużyny (śmiech).
Dopiero po meczu reprezentant uświadomił sobie, jak wyjątkowe było dla niego zwycięstwo nad Ajaksem. - Nigdy nie spodziewałem się, że zagram tyle meczów dla Feyenoordu. Nie byłem tego świadomy również przed meczem. Wcześniej słyszałem w irańskich mediach, że rozegrałem już 98 lub 99 meczów. Po meczu ktoś do mnie podszedł, powiedział o tym i pomyślałem, jaki to wspaniały dzień, że rozegrałem setny mecz właśnie teraz.
Mimo mniejszej roli Jahanbakhsha w obecnym sezonie, ofensywny piłkarz cieszy się dużą popularnością wśród fanów, co ma dla niego duże znaczenie. - W nowym klubie priorytetem jest dla mnie budowanie dobrych relacji z kibicami. Pierwsze wrażenie jest kluczowe. Starałem się to zrobić również w Feyenoordzie. Relacje z kibicami są istotne. Pracuję ciężko i ludzie to doceniają.
Następnie kontynuował rozmowę o kibicach, z szerokim uśmiechem na twarzy. - Właśnie odśpiewałem piosenkę razem z fanami. Potem przyszedł Santi i przejął ją. Teraz to nasza wspólna piosenka. Za każdym razem, kiedy ją słyszę, czuję się jak w pierwszym dniu. To naprawdę mnie uszczęśliwia. W moim pierwszym roku dałem z siebie wszystko, choć moje występy nie spełniały oczekiwań. W ubiegłym roku było już znacznie lepiej. I w końcu zostaliśmy mistrzami - czego więcej można chcieć?
Komentarze (0)