W najnowszym odcinku podcastu De Klank van prowadzący postawili w centrum uwagi dwie osoby, które na co dzień pozostają w cieniu, choć ich rola w klubie jest nieoceniona. Kitmani – Jesse de Vente i Mitchell Lieshout – opowiadają o swojej codziennej pracy, szerokim wachlarzu obowiązków oraz niezwykłych doświadczeniach, które przeżyli w barwach klubu z Rotterdamu.
Mitchell Lieshout wspomina swoje początki: – Wszystko zaczęło się, gdy pracowałem w centrum dystrybucyjnym, obsługując zamówienia ze sklepu internetowego Feyenoordu. Już wtedy miałem kontakt z klubem, a z czasem coraz bardziej się w to angażowałem. W końcu całkowicie się wciągnąłem.
Z kolei Jesse de Vente swoją przygodę z Feyenoordem rozpoczął jeszcze wcześniej: – Klub szukał wtedy materiałowego do drużyny rezerw. Praca była raz w tygodniu, a ja miałem wtedy piętnaście lat, więc łączyłem to ze szkołą. Jeździłem na mecze wyjazdowe, przygotowywałem koszulki, a po spotkaniu sprzątałem szatnię.
Dziś obaj pracują przy pierwszym zespole, a ich zakres obowiązków jest niezwykle szeroki. – Gramy tyle meczów i mamy tak napięty harmonogram, że musimy być obecni przez siedem dni w tygodniu – tłumaczy Lieshout. – Mamy też dwóch kolegów pracujących w pralni. W sumie jest nas czterech. Bez względu na to, czy chodzi o zawodników wracających po kontuzji, zwykłe treningi czy dni meczowe – zawsze coś się dzieje.
De Vente przyznaje, że znalezienie odpowiednich osób na to stanowisko wcale nie jest łatwe: – Teoretycznie każdy może się tego nauczyć – nie potrzebujesz wykształcenia wyższego. Ale nie chcesz mieć w tej roli kogoś, kto jest wielkim fanatykiem klubu, bo taka osoba będzie cały czas gadać z piłkarzami, a to nie o to chodzi. Dlatego trudno znaleźć kogoś odpowiedniego.
Codzienność pełna detali
Jak wygląda typowy dzień pracy kitmana? – Na zwykłym treningu musimy upewnić się, że każda szafka – zarówno zawodników, jak i sztabu – jest w pełni wyposażona – mówi De Vente. – Trzeba też przygotować sprzęt na trening, a czasem już wcześniej zacząć pakowanie na mecz i nadruk koszulek. Dodatkowo musimy odbierać i przekazywać paczki, które piłkarze zamawiają prosto do klubu. Tych drobnych spraw do załatwienia jest naprawdę sporo.
Dni meczowe to już zupełnie inny poziom intensywności: – Jeśli mamy mecz wyjazdowy, jesteśmy na stadionie dwie i pół godziny przed przyjazdem drużyny – opowiada Lieshout. – Wtedy przygotowujemy całą szatnię: ubrania, sprzęt, materiały medyczne – wszystko musi być gotowe. Kiedy zespół przyjeżdża, zawodnicy mają się skupić tylko na meczu. Po końcowym gwizdku musimy wszystko znowu posprzątać.
Kitmani pełnią również funkcję „osobistych asystentów” dla piłkarzy: – Niektórzy proszą, żeby częściej wymieniać im korki, inni chcą konkretną bieliznę termiczną albo inne rozmiary. Czasem trzeba też coś specjalnie dla nich zamówić. Z kolei są tacy, którym wszystko pasuje i wolą zrobić to samodzielnie. Bijlow na przykład często do nas zagląda i testuje różne rzeczy – to akurat zabawne – mówi Mitchell.
Organizacja na najwyższym poziomie
Każdy mecz to także ogromne logistyczne wyzwanie: – Na każdego zawodnika przypadają trzy komplety stroju – tłumaczy Lieshout. – Jeden zestaw wieszamy przed meczem w szatni, drugi – tzw. „banktas” – trzymamy przy ławce rezerwowych na wszelki wypadek, a trzeci to koszulka zapasowa zostawiona w szatni. Niektórzy zawodnicy zmieniają stroje w przerwie – z powodów religijnych albo po prostu dlatego, że koszulka źle leży. Mamy stały system i grupę, która tego pilnuje.
Komentarze (0)