Kamohelo Mokotjo (19) zadebiutował w tym sezonie w pierwszym zespole Feyenoordu. Tysiące kilometrów od jego rodziny, od Republiki Południowej Afryki, musiał otrzymać szczególne wsparcie, które zagwarantował mu były Portowiec. "W zeszłym roku w moich okolicach spotkałem Chrisa Gyana" - mówi Mokotjo dla Feyenoord Magazine. "Również pochodzi z Afryki i swego czasu stał się ikoną Feyenoordu. Cieszę się, że poznałem Chrisa".
Po za tym Mokotjo opowiada również, że Gyan, który z Feye w 2002 roku zdobywał Puchar UEFA, nie był mu obcy. "Wiedziałem, że odegrał ważną rolę w Feyenoordzie, gdy nagle zobaczyłem go idącego ulicą. Przywitałem się z nim i próbowałem porozmawiać. Zapytał, kim jestem. Kiedy powiedziałem, że zatrudnił mnie Feyenoord, od razu ciepło mnie przyjął i chciał poznać".
Od tamtego pamiętnego spotkania, przyjaźń miedzy dwoma piłkarzami mocno wzrosła. Były defensor rodem z Ghany podczas długich rozmów wiele młokosowi tłumaczył, co trzeba realizować, by osiągnąć sukces na De Kuip. Dla Mokotjo, Gyan był niesamowitym zawodnikiem.
"Chris był mały, ale do piłki wyskakiwał wyżej niż Jan Koller. Istny wojownik. Gdy zakładał biało-czerwoną koszulkę, charakteryzował go duch walki i pasja do gry. Choć to nie te cechy pozwoliły mu osiągnąć tyle w futbolu a jego mentalność. Był odważny. Nie chcę go naśladować, ale podziwiam jego ogromny charakter".
Bliskie stosunki z Gyanem są wybawieniem dla Mokotjo. "Rozmawiamy o wszystkim" - mówi. "Oczywiście tematem numer jeden jest futbol, ale nie zapomina też o mnie. Czasem widziałem go w telewizji. Znam go jako człowieka religijnego. Za każdym razem widzę go jak patrzy w niebo. Bóg zawsze znajdzie sposób, aby pomóc. Tu, w Rotterdamie postawił na mojej ścieżce Chrisa Gyana. To nie przypadek. Myślę, że Chris jest jednym ze sposobów, by mi pomóc".
[feyenoord.nl]
Komentarze (0)