Ryo Miyaichi bardzo pozytywnie wraca myślami do ostatnich sześciu miesięcy, jakie spędził w Feyenoordzie. Skrzydłowy do Rotterdamu trafił zimą i właśnie tu po raz pierwszy doświadczył samodzielnego życia. "Mój czas w Feyenoordzie uważam za piękniejszy, niż oczekiwałem" - mówi Ryo w swym pierwszym obszernym wywiadzie dla Feyenoord TV.
"Było to moje pierwsze doświadczenie życia za granicą, to było niesamowite. Codziennie gram w piłkę nożną i mam uczucie, że mogę rozwijać się każdego dnia". W ciągu kilku tygodni stał się ważnym ogniwem w zespole Mario Beena. 18-latek tak imponował, że już w pierwszym meczu na De Kuip, z trybun skandowano jego imię.
"Kiedy to usłyszałem, poczułem ciepło w środku" - mówi młokos. "Fani są dwunastym zawodnikiem dla zespołu. Wspaniale jest grać przy wypełnionym de Kuip. To głównie kibicom osiągałem tak dobre wyniki i chcę, żeby wiedzieli, że jestem im za to wdzięczny". Ryo znakomicie czuł się nie tylko na boisku, ale i poza nim.
"Ani trochę za niczym nie tęskniłem" - kontynuuje. "Feyenoord zapewnił mi bardzo dobrą opiekę. Czuję się naprawdę szczęśliwy, że miałem możliwość pracy z ludźmi z Feyenoordu". Jednakże nie było wyłącznie pozytywnie, kiedy w marcu tego roku rodzinna Japonia została dotknięta przez trzęsienia ziemi i tsunami. Dlatego ku czci ofiar w meczu przeciwko NAC Breda piłkarze wystąpili z czarnymi opaskami.
"Oniemiałem, kiedy zobaczyłem pierwsze zdjęcia z Japonii" - wspomina Ryo. "Wiedziałem, że są ofiary, dlatego musiałem coś zrobić, aby choć trochę podnieść wszystkich na duchu. Zapytałem zatem kolegów z drużyny, czy chcą zagrać z czarnymi opaskami. Nie musiałem nawet czekać na odpowiedź, od razu się zgodzili".
Komentarze (0)