Mitchell te Vrede rozegrał 44 mecze w barwach pierwszej drużyny Feyenoordu. Dziś 33-letni napastnik trafił do Rotterdamu latem 2012 roku na zasadzie wolnego transferu z Excelsioru. Po trzech sezonach gry na De Kuip został sprzedany do SC Heerenveen za około pół miliona euro.
W tym tygodniu Te Vrede był gościem podcastu Pinchhitters: the Podcast of Soccernews, gdzie szczegółowo opowiedział o swojej piłkarskiej drodze. Z sentymentem wspomina szczególnie okres spędzony w Feyenoordzie, kiedy to drużynę prowadzili Ronald Koeman i Fred Rutten, a on sam musiał rywalizować o miejsce w ataku z niekwestionowaną gwiazdą – Graziano Pellè.
— Już teraz mam gęsią skórkę, kiedy mówimy o Feyenoordzie — zaczyna Te Vrede. — Kiedy jako młody chłopak trafiasz do takiego klubu i stajesz na murawie De Kuip, nie do końca zdajesz sobie sprawę z tego, jak wielki krok właśnie zrobiłeś. Dopiero z perspektywy czasu widzisz, jak wyjątkowe to było doświadczenie. To coś, co zawsze będę nosił w sercu. Byłem wtedy naprawdę dumny, że mogłem reprezentować Feyenoord.
Napastnik przyznaje, że nie odczuwał tremy związanej z grą na legendarnym stadionie.
— Nigdy nie miałem tzw. Kuipvrees, czyli strachu przed występami na De Kuip. Może dlatego, że już od momentu, gdy Koeman mnie sprowadził, zacząłem zdobywać bramki i zyskiwać zaufanie. A to pomaga — wspomina. — Oczywiście, konkurencja była ogromna. Graziano Pellè był wtedy w szczytowej formie, robił dla Feyenoordu niesamowite rzeczy. Wiele się od niego nauczyłem. To był zawodnik na światowym poziomie.
Na pytanie o to, jak Pellè odnajdywał się w drużynie, Te Vrede odpowiada bez wahania:
— Był bardzo szczery i nie znosił przegrywać. Mimo różnicy statusu w zespole, mieliśmy dobre relacje. Nie wiem, jak postrzegali go inni, ale ja czułem, że można na niego liczyć. Pamiętam mecz z Ajaksem, w którym szybko strzelił gola — wtedy naprawdę było czuć, że jest we właściwym miejscu. A jeśli chodzi o najlepsze wspomnienia... cóż, kilka z nich pochodzi zdecydowanie spoza boiska.
Urodzony w Amstelveen piłkarz z uśmiechem przywołuje historie z codziennego życia drużyny:
— Graziano przyjeżdżał na trening Ferrari, a wolny czas spędzał... w Dubaju. Ja akurat wracałem do rodziny, a on mówił: „Jadę na chwilę do Emiratów!”. Potrafił tak to rozplanować, żeby wylecieć wieczorem i dotrzeć tam rano, a trzy dni później pojawiał się z powrotem na treningu — opalony, świeży, jakby dopiero co wrócił z wakacji. Na boisku był najlepszy, ale poza nim potrafił cieszyć się życiem jak mało kto.
W pamięci Mitchell zapisał się też jeden z bardziej wybuchowych momentów podczas wyjazdowego meczu z FC Twente:
— W pewnym momencie zrobiło się nerwowo, a wtedy usłyszeliśmy cały włoski alfabet — tak bardzo Pellè się zdenerwował! Ale mimo wszystko był niesamowicie pozytywną osobą. Na boisku wiedziałeś, że jeśli mu podasz, to przytrzyma piłkę, zrobi z nią coś sensownego. A poza boiskiem? Lubił go każdy.
Po odejściu z Feyenoordu Mitchell te Vrede trafił do SC Heerenveen, a następnie przeniósł się do Turcji. Po krótkim pobycie w NAC Breda, zdecydował się na bardziej lukratywne kierunki, reprezentując barwy takich klubów jak Al-Fateh (Arabia Saudyjska), Al-Dhafra FC (Zjednoczone Emiraty Arabskie) czy Hatta Club.
W rozmowie napastnik nie wyklucza powrotu do ojczyzny: — Jestem otwarty na nowe wyzwania w Holandii — podkreśla.
Komentarze (0)