Śmierć Leo Beenhakkera przywołała lawinę wspomnień w holenderskich mediach sportowych. Przy okazji programu „Rondo” emitowanego na antenie Ziggo Sport, Marco van Basten podzielił się osobistą historią z początków swojej piłkarskiej drogi, której bohaterem był właśnie Beenhakker.
– Miałem wtedy dwanaście lat. W Utrechcie odbywał się duży turniej młodzieżowy, w którym mierzyliśmy się z drużynami młodzieżowymi Ajaksu, Feyenoordu i PSV – wspomina van Basten. – Leo był wówczas trenerem młodzieży w Feyenoordzie. Po jednym z meczów podszedł do mnie i zapytał, czy nie chciałbym przenieść się do Rotterdamu. Byłem więc naprawdę blisko, by zostać piłkarzem Feyenoordu.
Ostatecznie jednak do transferu nie doszło – jak wyjaśnia były reprezentant Holandii, przeszkodą okazała się odległość.
– Nie zdecydowałem się, bo wtedy wydawało mi się to po prostu zbyt daleko – mówi 60-latek. – Gdyby okoliczności potoczyły się nieco inaczej, mógłbym dziś być utożsamiany z Feyenoordem, a nie z Ajaksem. Życie bywa przewrotne.
Van Basten wrócił też pamięcią do późniejszych lat, gdy ponownie spotkał Beenhakkera – tym razem już w dorosłej reprezentacji Holandii.
– Miał w sobie coś wyjątkowego. Był świetnym człowiekiem, pogodnym i otwartym. W jego towarzystwie zawsze panowała dobra atmosfera, potrafił zbudować relację z każdym. Naprawdę dobrze się go wspomina.
Komentarze (0)