Feyenoord zmierzy się z Interem w kolejnej rundzie Ligi Mistrzów. Ostatnie starcie tych drużyn miało miejsce w 2002 roku, gdy Feyenoord wyeliminował włoski zespół w półfinale Pucharu UEFA, a następnie triumfował w całych rozgrywkach. W rozmowie z De Telegraaf ówczesny trener Bert van Marwijk wrócił wspomnieniami do tamtego dwumeczu.
Lekceważenie ze strony Interu
Van Marwijk zapamiętał przede wszystkim „pogardę” piłkarzy Interu. - Dostrzegliśmy to już w pierwszym meczu na San Siro – wspomina. - Kiedy przyjechaliśmy na stadion, nasi zawodnicy byli ubrani w dresy i wyszli na murawę znacznie wcześniej niż kibice. Tymczasem piłkarze Interu pojawili się w drogich garniturach Dolce & Gabbana i markowych butach. Byliśmy dla nich niewidzialni – nawet na nas nie spojrzeli.
Styl gry Feyenoordu
Oglądając powtórkę tamtego meczu, Van Marwijk nie krył zaskoczenia jakością gry swojego zespołu. - Naprawdę nie pamiętałem, że graliśmy aż tak dobrze – przyznał. - Nigdy nie pozwalałem moim drużynom dostosowywać się do rywali, nie zrobiłem tego również z reprezentacją Holandii na Mistrzostwach Świata. Graliśmy zawsze z czterema obrońcami, ze skrzydłowymi i agresywnym pressingiem. Spójrzcie na Patricka Paauwe i Keesa van Wonderena – obaj stosują wysoki pressing. Włosi próbują podawać prostopadle do Ronaldo, ale on nie jest w grze.
Van Marwijk podkreślił, że największą siłą Feyenoordu było to, że uchodził za nieustraszony. - To był zespół, który nie bał się nikogo – podkreślił. Dotyczyło to także 18-letniego wówczas Robina van Persiego. - Nie miało dla niego znaczenia, czy grał przed 75 tysiącami widzów, czy – że tak powiem – 140 tysiącami. On po prostu nie znał strachu.
Arogancki Inter i twarda gra
Były trener Feyenoordu zwrócił również uwagę na agresywny styl gry Interu. - To byli aroganccy goście. Wystarczy spojrzeć na brutalny faul na Jonie Dahlu Tomassonie – uderzenie w tył głowy. Ale reakcja naszej drużyny mówiła wszystko: żadnych gwałtownych protestów, żadnych głupich zachowań, tylko pełne skupienie.
Jednocześnie Feyenoord nie pozostawał dłużny. - Widzimy ostre wślizgi w wykonaniu Christiana Gyana czy Mauricio Arosa, który dopiero po raz drugi znalazł się w wyjściowym składzie. W ostatnich piętnastu minutach napięcie sięgnęło zenitu. Brett Emerton, który przez cały mecz walczył jak lew, dostał żółtą kartkę i miał łzy w oczach, bo przez to nie mógł zagrać w finale.
Dramatyczna końcówka
Feyenoord prowadził 2:0 do przerwy, ale w końcówce Inter zdołał wyrównać na 2:2, co sprawiło, że ostatnie minuty były niezwykle nerwowe. - Do tego momentu mieliśmy komfortowe prowadzenie 3:0 w dwumeczu i wszystko szło po naszej myśli – mówi Van Marwijk. - Aż nagle zrobiło się naprawdę gorąco.
Były trener przyznał, że choć czuł napięcie, to – podobnie jak jego zawodnicy – nie dał się ponieść emocjom. - Oczywiście, że byłem zdenerwowany – przyznaje. - Ale tak jak moi piłkarze, nie robiłem szalonych rzeczy. Prawdziwą ulgę poczułem dopiero w domu, w Limburgii, gdy usiadłem z kieliszkiem wina. Wtedy cała adrenalina odpłynęła.
Komentarze (0)