Od wielu lat kolejki Eredivisie rozpoczynają się meczami rozgrywanymi w piątkowe wieczory. Dla kibiców, szczególnie tych wspierających drużyny grające na wyjeździe, oznacza to często konieczność brania wolnego dnia lub pędu prosto z pracy na stadion. Piątkowe korki i popołudniowy ruch drogowy tylko pogarszają sytuację. Przez długi czas Feyenoord był jednak „wolny” od tej niedogodności. Aż do dzisiejszego dnia.
Tego wieczoru bowiem Stadionowi zmierzą się z PEC Zwolle na De Kuip. Z uwagi na nadchodzące obchody Dnia Króla, nie zaplanowano spotkań na sobotę. W związku z tym KNVB – wbrew utartym zwyczajom z ostatnich lat – wyznaczył mecz Feyenoordu właśnie na piątek. W ostatniej dekadzie niemal regułą stało się, że kluby z tradycyjnej topowej trójki (Ajax, PSV, Feyenoord) występują w soboty lub niedziele.
Powrót do sezonu 2014/15
W przeszłości jednak każda drużyna przynajmniej raz musiała zagrać w piątkowy wieczór. Dla Feyenoordu ostatnia taka okazja miała miejsce na początku sezonu 2014/15. Wówczas do Rotterdamu przyjechało SC Heerenveen. Zespół prowadzony przez Freda Ruttena był w fazie budowy – trener dopiero próbował ustabilizować skład po odejściu kluczowych zawodników, takich jak Graziano Pellè, Daryl Janmaat, Stefan de Vrij czy Bruno Martins Indi. W ich miejsce sprowadzono między innymi Bilala Başaçıkoğlu i Luke’a Wilkshire’a.
Feyenoord zaprezentował się w tym meczu jako zespół pozbawiony spójności. Goście z Fryzji wystąpili z młodym, ale już wtedy wyróżniającym się Hakimem Ziyechem w składzie. Co ciekawe, Marokańczyk był w trakcie meczu zaczepiany przez fanów na trybunach – kibice wyrażali nadzieję, że pomocnik zdecyduje się na transfer do Feyenoordu.
Rozczarowujące otwarcie sezonu
Mecz rozpoczął się ospale. Feyenoord nie potrafił narzucić swojego stylu, a pierwsze okazje stworzyli przyjezdni. Choć z czasem gospodarze przejęli inicjatywę, nadal grali ostrożnie, jakby zaciągnięci na ręcznym hamulcu.
Najwięcej zagrożenia pod bramką Heerenveen stwarzał Mitchell te Vrede – były napastnik Excelsioru kilkukrotnie dochodził do sytuacji strzeleckich, ale nie potrafił ich zamienić na gola. Po 45 minutach gry bez bramek, zawodnicy zeszli do szatni, a kibice mogli czuć się rozczarowani brakiem emocji.
Druga połowa również nie przyniosła przełomu. Feyenoord wciąż nie potrafił przebić się przez dobrze zorganizowaną obronę Fryzów. Przełom mógł nastąpić w 70. minucie, gdy Joey van den Berg otrzymał drugą żółtą kartkę i wyleciał z boiska. Jednak to nie Feyenoord, a Heerenveen wykorzystał tę sytuację.
Chwilę później Hakim Ziyech popisał się perfekcyjnym strzałem z rzutu wolnego i wyprowadził swój zespół na prowadzenie. Co więcej, był to jeden z jego ostatnich występów w barwach Heerenveen – dwa dni później podpisał kontrakt z FC Twente.
Radość gości nie trwała jednak długo. Bezpośrednio po wznowieniu gry, Feyenoord zdołał doprowadzić do wyrównania. Lex Immers uderzał głową, piłka nie leciała w światło bramki, ale odbiła się od Mitchella te Vrede i wtoczyła się do siatki. Jak się później okazało, był to ostatni znaczący moment tego spotkania.
Mecz zakończył się rozczarowującym remisem 1:1 – rezultatem, który, patrząc z perspektywy całego sezonu, dobrze oddawał problemy i niestabilność zespołu Ruttena w tamtym okresie.
Komentarze (0)